Z samego rana pojechaliśmy nad sztuczne jezioro nieopodal Weiz. Pięknie ulokowane wśród wzgórz z świetnie zagospodarowanymi plażami. Place zabaw, Fast foody sztuczne kilkumetrowe skały z których można sobie poskakać. Po jeziorze przepłynąć można się barką mijając na środku jeziora roznegliżowane kobiety na materacach…naprawdę super tyle że dopadła mnie „choroba morska” po wczorajszej imprezie :)
Zapowiedziałem już znajomym że dziś nie tykam alkoholu a flaszkę która nadal się chłodzi w umywalce zabieram do domu.
Wieczorem udaliśmy się na Mulbratl Fest jest to tamtejsze święto ludowe związane ze zbiorem plonów … Całe miasteczko nagle ożywa na głównym deptaku rozstawiają się stragany z produkowanym w powiecie winem i miejscowymi wędlinami w formie przekąsek.
Pod naszym pensjonatem wiódł główny szlak między straganami, rozstawiono scenę gdzie przygrywały zespoły folkowe, ludzie sobie tańczyli. Wiele osób poubierało się w tradycyjne stroje ludowe podobne do bawarskich, ci co wczoraj mieli stylizację na Elvisa i ci z tatuażami na całym ciele dziś dumnie kultywowali swoją tradycje w szortach na szelki i kapelusikach z piórkiem. Wieczór taki mija im na picu winka i rozmowach ze znajomymi do 4 rano. My też siedzieliśmy i kosztowaliśmy ich wina, jedno drugie trzecie aż nastąpił ten moment… czysta znowu wjechała na stół :) Bardzo przyjemne święto , a i Austriacy których tam spotkałem byli bardzo mili i gościnni. Jeśli za rok nie zostanę wytypowany do delegacji to coś czuje że pojadę tam na własną rękę i tym razem przebiorę się w ich tradycyjny strój…ale jeśli znów będzie organizowany konkurs taneczny to chyba nie będę tak uprzejmy by oddać komuś koronę:)